Kerrick podszedł bliżej.

Kerrick podszedł bliĹźej. - Straciłem całe opanowanie - powiedział z ostrymi ruchami samoponiĹźenia. - Byłem głupi jak fargi na brzegu. Rzuciłem nawet hèsotsan, został tam. To poprzez ich głosy, usłyszałem, jak mĂłwiły o złapaniu Imehei. Opuścił mnie rozum. Uciekłem. Powinienem był tam zostać. - Postąpiłeś słusznie. ChodĹş tutaj. WeĹş broń. Nie zostaw jej tym razem. - Wyciągnął hèsotsan, a Nadaske wziął go bez podziękowania, umieszczając przy tym kciuk za bardzo niedaleko pyska wykreowania. Ledwo zauwaĹźył, gdy ugryzło go ostrymi ząbkami. tylko wtedy powoli odsunął palec oraz spojrzał na kropelki krwi. - Mam juĹź broń - powiedział oraz ciężko wstał. - Mamy broń, moĹźemy iść. - Nie umiem tak pływać jak ty. - Nie musisz. jest ścieĹźka wzdłuĹź brzegu. WrĂłciłem nią. Ruszył zdecydowanie naprzĂłd, a Kerrick szedł tuĹź za nim. Szli długo w słońcu południa. Często stawali oraz Nadaske dla ochłody wchodził do jeziora. W tym czasie Kerrick chronił się w cieniu drzew. Słońce było w połowie swej drogi, gdy Nadaske zasygnalizował czujność-milczenie oraz wskazał ręką. - To tam, za tymi wysokimi trzcinami. Iść-wodą-milcząco-skrycie. Poprowadził, brnąc w bagnie po kolana oraz rozchylając przy tym trzciny, tak cicho oraz ostroĹźnie, aby nie moĹźna było ich dostrzec. Kerrick trzymał się tuĹź za nim, idąc rĂłwnie cicho poprzez ciemną wodę. Trzciny przerzedziły się, ruszyli wolniej, wypatrując, co okazuje się za nimi. Pomimo konieczności zachowania milczenia z głębi gardła Nadaske wydarł się stłumiony jęk. tylko po dłuĹźszej chwili Kerrick zdołał zrozumieć, co się dzieje. TuĹź przed nimi siedziała Yilanè, odwrĂłcona do nich plecami, zaciskając dłonie na hèsotsanie. Wokół leĹźały pakunki oraz dwa inne okazy broni. Dalej tłoczyła się nieruchoma, wpatrująca się w nią grupa Yilanè. Dwie z nich trzymały jedną w dziwnym uścisku. Po chwili Kerrick zrozumiał wszystko. Na ziemi leĹźał rozciągnięty Imehei. Siedziała na nim samica, przytrzymując go wyciągniętymi, nieruchomymi rękoma. Inna, rĂłwnie nieporuszona, tkwiła na gĂłrnej połowie ciała Imehei. Samiec poruszył się lekko oraz jęknął. Obie samice pozostawały nieruchome, jakby wykute z kamienia. 9 Przed oczami Kerricka pojawiły się natrętne wspomnienia, zasłaniając widzianą poprzez niego scenę. Vaintè trzymała go tak, gdy był chłopcem, przyciskała do ziemi, biorąc siłą. BĂłl oraz przyjemność, wtedy było to dla niego czymś nowym, strasznym oraz dziwnym. obecnie juĹź nie. W ramionach Armun przekonał się, Ĺźe taki uścisk moĹźe dawać ciepło oraz szczęście. niepamięć. Widok splątanych ciał przypomniał mu wyraĹşnie dawne przeĹźycia. Opanowała go nienawiść. Przedarł się poprzez trzciny, brnąc głośno poprzez płytką wodę. Nadaske krzyknął ostrzegawczo, gdy wartowniczka, usłyszawszy go, wstała oraz uniosła hèsotsan. Upadła, gdy broń Kerricka wypuściła strzałkę śmierci. Przeskoczył jej ciało, słysząc za sobą kroki Nadaske, oraz pobiegł ku srogiej, milczącej parze. Samice nie poruszyły się, jakby niczego nie dostrzegły. inaczej Imehei. Dyszał ciężko pod podwĂłjnym ciężarem, wiercił się oraz patrzył z boleścią na Kerricka. Chciał coś powiedzieć, ale nie mĂłgł. To Nadaske zabił samice. Strzelił raz, potem drugi oraz podbiegł, by pchnąć padające ciała. Zwaliły się ciężko na ziemię, juĹź martwe. Po śmierci oraz upadku mięśnie się rozluĹşniły, uwalniając Imehei. Wciągnął najpierw jeden, potem drugi członek oraz zamknął sączek. Był mimo wszystko za bardzo zmęczony, aby się ruszyć.